W czasach starożytnych koty w Rzymie uważane były za stworzenia z charakterem, wolne i wspaniałe. Często traktowano je jak członków rodziny ( ojciec, matka, dzieci , niewolnicy i kot).
Podobno kiedy kot zdechł w rzymskiej rodzinie wyprawiano mu pogrzeb, a na znak żałoby właściciel golił brwi. Sobie, nie kotu. Koty nosiły też często na szyjach obróżki z medalikami i z imieniem właściciela, na wypadek gdyby się gdzieś zapodziały i nie mogły znaleźć drogi do domu. Choć koty zawsze radziły sobie nieźle same.
Nic więc dziwnego, że obecne tureckie koty, upodobały sobie pozostałości antycznego miasta na swoje kocie rewiry mieszkalne. W końcu to prawdziwa metropolia!
Efeskie koty podbijają serca turystów. Całe stanowisko archeologiczne Efezu jest pełne nie tylko porozrzucanych kamieni ze zniszczonych budowli, kawałków kolumn ze zdobieniami z epoki, ale też najróżniejszych kociaków. Smukłe, chude, spasione ( choć tych jest najmniej), czarne, pasiaste, plamkowane, młode, stare, kocie oseski…. Są dni, kiedy widać kota za kotem. Ruiny dzisiejszego Efezu są im domem. I nic dziwnego, bo za dnia mogą wygrzewać się w prażącym słońcu, leżąc na kamieniach, kolumnach, fontannach, czy innych, dających się zaadoptować na legowisko, kamiennych powierzchniach. Kiedy im już słońca za dużo, szukają przyjemnego, kojącego wygrzane futerko cienia. Nie mają z tym takiego problemu jak odwiedzający muzeum turyści, bo są mniejsze, bardziej elastyczne, zwinniejsze i znają więcej zakamarków tego starożytnego miasta. Bywa, że idąc wśród ruin, co rusz to widzimy koci pyszczek, albo zwinięte w kłębek plecki, tudzież wystające z pod kamienia wyciągnięte łapki. Nie jeden już koci osobnik siedział sobie bezceremonialnie na najważniejszym obiekcie, o którym akurat chciał opowiadać przewodnik.
Grupa zbliża się do obiektu, a tu kot! Siedzi i patrzy i o centymetr się nie przesunie – pozuje do zdjęć. Nie trudno zgadnąć, że zaczyna się wtedy sesja zdjęciowa, przewodnik na dobre pięć minut traci słuchaczy, bo kto by słuchał wypocin przewodnika, kiedy tu kot na kamieniu. Efeskie zwierzaki wcale nie boją się turystów, wręcz przeciwnie, nie pozują za darmo. Wprawdzie nie wyciągają łapek po kilka lir, ale każda przekąska, nawet ta z hotelu, jest przez nie mile widziana. Pracownicy muzeum, oraz wielu przewodników przyjeżdżających ze swoimi grupami, przywozi im kocie przysmaki, zostawiają wodę, i tak miałczący mieszkańcy dzisiejszych ruin efeskich żyją sobie spokojnie.
Ale należy uważać. O ile łakocie i woda są mile widziane, o tyle z pieszczotami może być różnie. Nie jeden raz już turysta oberwał z kociego pazura. Niektóre z nich pozwalają się tylko podziwiać i dokarmiać, ale wszelkie próby dotyku zostają skrytykowane głośnym syczeniem, pokazywaniem zębów, ucieczką, lub też, jak wspomnieliśmy wcześniej, pazurem. Wiele zwierzaków w Turcji jest łapana i szczepiona, ale to nigdy nie wiadomo, czy taki kociak nie ma jakiejś choroby. Szczepionym psom często zakłada się czipy na uszy, ale kotom nie. Lepiej więc uważać.
Istnieją w Turcji też pewne koty, które dziś są uznawane za rasowe i podobno kosztują nawet kilka tysięcy euro. Są to koty Van, pochodzące ze wschodniej części kraju z nad jeziora Van. Koty te, jak się mówi, nie tylko potrafią, ale też uwielbiają pływać. Mają lśniące, miękkie, białe futerko, często z rudymi plamkami, i dwoje różnych oczu. Jedno niebieskie, a drugie zielone, albo bursztynowe.
Reszta to zwykłe podwórkowe Mruczki, o przeróżnej maści, czasem tak kolorowe i oplamkowane, że aż się napatrzeć nie można co to za cudo natury.